Zastanawialiście się kiedyś jak się dostać i co jest po drugiej stronie rzeki? Miałem tak kiedy siedziałem w jednym z ulubionych miejsc w lesie, nad rzeką właśnie. Zabiorę Was w podróż, która pomogła mi odkryć i doświadczyć perspektywy z drugiego brzegu rzeki. Ten dzień pomógł mi odkryć nie tylko wiele zakamarków lasu, ale i swoich, wewnętrznych doznań.

 

Było sobotnie popołudnie i cudowna kwietniowa, pogoda. A jest to dzień w tygodniu, w którym zazwyczaj ruszam do lasu wypić kawę, pomyśleć, spisać te myśli, pomedytować, upajać się leśnym klimatem. Zjadłem obiad i poczułem, że dzisiejszą wyprawę chciałbym przeżyć inaczej niż zwykle, pomyślałem o drogach w lesie, nad którymi się zawsze zastanawiam, kiedy idę / jadę rowerem, po tych znanych mi. Ciekawe dokąd prowadzą, co tam zobaczę, czy kryją jakieś swoje tajemnice…? I wiedziałem, że tak właśnie moja wyprawa będzie wyglądała – podekscytowany wyciągnąłem chemex z szafki, kawę, wagę i zaparzyłem kawę w mój kubek termiczny – terenowy, spakowałem w plecak dziennik, przekąskę i wyszedłem z domu.

 

Kiedy dojechałem do “drzwi” lasu poczułem gorąco. Źle się ubrałem. Było powyżej 20 stopni. Zatrzymałem się i ściągnąłem cienką kurtkę, miałem koszulkę termiczną na długi rękaw i było już znacznie lepiej. Pokonując pierwsze km od razu zauważyłem dużo motyli! Siedziały w trawie tuż przy drodze i kiedy przejeżdżałem płoszyły się i odlatywały. Były ciemnobrązowe z niebieskimi akcentami. Jednego spotkałem całego niebieskiego. Dotarłem do miejsca, w którym uwielbiam spędzać czas. Jednak wcześniej postanowiłem sobie nie zatrzymywać się tam, gdzie wiem jak jest. Miejsce to znajduje się nad rzeką. Mam tam swój ulubiony konar zeschniętego drzewa, na którym siadam, pije kawę i po prostu jestem. Od tego momentu każdą droga była dla mnie nowa. Jechałem wzdłuż rzeki. No i z ogromnym zaciekawieniem i fascynacją ruszyłem w nieznane… Pierwsze rozwidlenie, jadę w prawo. Drugie też. I zacząłem się zastanawiać jak to możliwe bo przecież tu musi być rzeka! Nie było. Okazało się, że koryto „zawraca”. Po ostrym zjeździe droga się skończyła. A na końcu wystraszyła mnie piękna sarna kura popijała wodę. Uciekła. I zauważyłem że widzę z daleka „moje miejsce”! To było coś czarującego – fizycznie nie byłem, a tym samym znalazłem się po drugiej stronie rzeki… Starałem się zapamiętać jak najwięcej. A później ruszyłem dalej…

Zawróciłem. I pokonywałem kolejno nowe ścieżki. Było coraz bardziej dziko. Coraz więcej rozlewisk i bagien, a droga zniknęła sprzed kół. Zszedłem i zacząłem prowadzić rower. Po prawej stronie widziałem rzekę, na której spłoszyły się gęsi, a po lewej bagno. W pewnym momencie poczułem strach i lęk bo nie wiedziałem gdzie jestem. Uświadomiłem sobie, że się po prostu zgubiłem. Zatrzymałem się i zacząłem oddychać, żeby uspokoić się. Musiałem zdecydować, czy iść dalej (byłem przekonany, że za chwilę dojdę do drogi) czy zawrócić… Zdecydowałem, zawróciłem. Okazało się, jak sczytałem mapkę z przejazdu, że się nie myliłem, byłem na prawdę blisko 🙂

Kolejno pokonywałem miejsca, w których byłem przed chwilką i poczułem już totalny spokój. Wróciłem na leśną ścieżkę.

Przez chwilkę jeszcze jechałem nową trasą, a po chwili w znajomym otoczeniu, w którym ostatnio biegam. Zauważyłem niezwykłe drzewo. Nigdy wcześniej z czymś takim nie spotkałem się. Zobacz… “Drzewo z pryszczem” 🙂 Zafascynowało mnie to, jak to rosło, przecież to część tego drzewa, obrośnięta korą… Później pomyślałem, że może posłużyć jako leśne krzesło 🙂

Poobserwowałem jeszcze chwilę i ruszyłem dalej… Nie wiedziałem gdzie konkretnie chcę się zatrzymać, ale szukałem miejsca (w niedawno odkrytym lesie) gdzie będę mógł się zatrzymać, wypić kawę i odpocząć. Wcześniej wyobrażałem sobie jakby miało wyglądać i nagle znalazłem idealne miejsce. Chciałem, żeby było dużo mchu, wpadało dużo światła… Zatrzymałem się, rozejrzałem, uśmiechnąłem i zsiadłem z roweru. Trafiłem do miejsca docelowego.

Z tej wyprawy wrzuciłem rolkę na moim instagramie, którą możesz zobaczyć klikając tutaj

Totalnie odpłynąłem… Oddałem się leśnym przyjemnością. Z samego przebywania, oddychania, widoków, zapachu… Byłem – i to wystarczyło. Najpierw napiłem się kawy, po tych wszystkich emocjach i trudach dotarcia do tego miejsca, zjadłem batona wysokobiałkowego, spisałem swoje myśli, medytowałem, chodziłem boso… Zawsze doceniam te chwilę i kiedy wracam do domu zaczynam tęsknić… Spakowałem plecak i ruszyłem. I kiedy byłem na ostatniej, leśnej prostej, na środku drogi pożegnał mnie zając. Zatrzymałem się, spojrzeliśmy na siebie i każdy ruszył w swoją stronę.

Mimo, że się zgubiłem, to jestem bardzo szczęśliwy! Bycie odkrywcą mnie inspiruje i napędza, sprawia, że serce bije mocniej, wzrusza i ekscytuje. To są emocje, które dają mi szczęście w życiu. Poznawanie i doświadczanie miejsc w naturze, samo w nich bycie. Zupełnie wystarczy. Dzięki tej przygodzie mam mnóstwo nowych tras biegowych 🙂

 

To był cudowny dzień. Czułem całym sobą, że po prostu żyję.